Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

15
DOLA I NIEDOLA.

zdobną; od dawna jednak zbierano się na kosztowniejszą, ale malarz i pozłotnik z miasteczka chciał tak drogo od roboty, że stolnikowicz zawsze to jakoś do namysłu odkładał.
Obraz ten był najdroższym klejnotem domu, reszta więcéj niż skromna była; może gdzieś w skrzyni kosztowniejsza karabela, spinka, pas lity, sygnet z herbem i kilka ksiąg, w których się zapisywały ważniejsze sprawy i pozostały z dawnych rodziny splendorów.
Mylimy się; na czole pana Krzysztofa świecił największy splendor: mimo swojego ubóztwa był on postacią jakby ze starego jakiegoś portretu wykradzioną, wzbudzającą poszanowanie w tych nawet, co go bliżéj nie znali.
Słuszny, krzepki, żylasty, ale nie otyły, prosty jak sosna, silny jak dąb, kroczył z senatorską powagą, choćby o kiju szedł kopy liczyć w kitlu płóciennym. Kitel leżał na nim gdyby toga rzymska, a juchtowe czarne buty stały mu za kurdyban. Nadewszystko piękna była jego męzka głowa ze spuścistemi wąsami, wygolona, wysoka, z orlim nosem, z brwią zawiesistą nad oczyma łagodnemi i zawsze wypogodzonemi. W rysach jéj królował spokój prawdziwego chrześcianina, co nad sobą czuje Boga, a przed sobą widzi jasno drogę przezeń wytkniętą. Pod te czasy pan Krzysztof miał lat około pięćdziesięciu, ale ich na nim znać nie było; choć twarz ogorzałą już marszczki orać poczynały, policzki krasiło czerstwe zdrowie, włos ledwie się przerzedził, a biały szereg pięknych zębów świadczył, że miał jeszcze dosyć chleba do spożycia na świecie.
Człowiek był wychowany w dobréj szkole ubóztwa i pracy, niewiele się mądrości uczył, ale dużo mu jéj