Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/233

Ta strona została uwierzytelniona.

225
DOLA I NIEDOLA.

— Jakże to? więc moje dziecko nie jest mojém? podchwycił osłupiały pan Krzysztof.
— Niezaprzeczenie — przerwał Zgaga, który umyślił powoli oplątać i niecierpliwić pana Krzysztofa, aby w ten sposób zdobyć klucz do jego charakteru. — W całéj téj, przyznaję, dosyć niezwykłéj okoliczności, wiele jest do ocenienia, do obrachowania.
— Przyznam się panu, że go nie rozumiem, odparł Krzysztof; nie jestem wielkim filozofem, ani siewcą sofizmatów i słowa. Wiem tylko to, żem miał dziecię, że mi je pochwycono, i że je powinienem odzyskać.
— Pochwycono! powtórzył pan Tymoteusz: ale za własną dziecięcia, które jest już dorosłe, wolą i zgodą.
— Wolą! dziecka małoletniego! cóż to za wola? spytał p. Krzysztof. Gdzież jest prawo, coby mu w tym wieku sobą rozporządzać dozwalało?
— Za pozwoleniem, rzekł z wolna prawnik, — zgadzam się na to, że podobnego wypadku prawo nie przewidziało, aby syn niemajętnych rodziców, wzięty na wychowanie przez bogatych krewnych, nie mógł sobą dla dobra swojego rozporządzić. Jest to casus cale ciekawy i nowy.
Pan Krzysztof osłupiał, potarł wąsa i zarumienił się i odparł:
— Ja z WPanem nie mam co gadać. WPan jesteś stary wyjadacz, jak widzę; jam prosty człowiek.
— Dziękuję za pochwałę niezasłużoną, uśmiechnął się Zgaga, — ale bądź co bądź, proszę usilnie, abyś mi pan dobrodziéj raczył udzielić swéj myśli, dla tém prędszego porozumienia się. Będę mu służył za pośrednika.