Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

226
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Chcę mieć swego syna rzekł stolnikowicz.
— Zapewne panu dobrodziejowi wiadomo być musi, że z prawdziwie ojcowską dlań miłością, JW kasztelaństwo, śpiesząc, aby korzystał co najrychléj z lat niepowrotnych młodości, zwłaszcza że wychowanie było nieco spóźnione, wysłali go z nauczycielem do Paryża, téj stolicy...
— Stolicy zepsucia! krzyknął pan Krzysztof: bezbożności, zgorszenia!
— Wszędzie złe i dobre się znajduje, odparł Zgaga; ale przy pilnym dozorze domowym, przy nauce...
Stolnikowicz ręce łamał.
— Więc to prawda! więc go tu już nie ma! zawołał.
— Tak jest, wyjechał za granicę, — rzekł chłodno prawnik.
— I rozporządzili się nim jak swoim, nie czekając od nas słowa... za nic rachując wolę rodzicielską.... A! to nie do wiary!
Chwilę ciężkiego milczenia, przerwał Zgaga miodowo:
— Proszę WPana dobrodzieja — rzekł, — gdybym mu pragnął zapisać parękroć sto tysięcy: czybym na to jego pozwolenia potrzebował?
— A! spodziewam się! ofuknął pan Krzysztof dumnie, — bobym ich od WPana, ani od nikogo innego nie przyjął...
— Otoż... przyznaję się panu, że tegobym się nie domyślił! szepnął z uśmiechem p. Tymoteusz.
— Boć widać WPan do lichych ludzi, co na datki polują, przywykł, mospanie! rzekł stolnikowicz.
Na takie dictum przyostre, zmieszał się trochę Zgaga, ale pokrył urazę uśmiechem aksamitnym. Pan