Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

228
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

jak ów w dykteryjce chłopak, co buty pożyczone do Częstochowy sąsiadowi oddał.
Na te wyrazy wyrzeczone bardzo głośno, Zgaga zdrętwiał: były niesłychanie dobitne, były przykre; nie wiedział już co ma na nie odpowiedzieć. Widocznie pomieszany, stał obrońca złéj sprawy w postawie, w któréj przebijało się upokorzenie niespodziane i gniew z doznanéj porażki.
— Cóż więc uczynimy? wyjąknął — syna pańskiego nie ma...
— Mogliście go wysłać — rzekł stary, — możecie tak samo posłać po niego. Co mi tam! ja chcę tego, do czego mam niezaprzeczone prawo.
— Słowo tylko, przerwał Zgaga: racz się pan zastanowić, czy przez te władzy rodzicielskiéj upominanie się, nie wydzierasz pan dziecku szczęścia i losu, którego ono samo pragnąć może?
— Jakiż dowód, że ono go pragnie? spytał pan Krzysztof — niech posłyszę, niech mi powie...
— Zdaje mi się, że zostawił list do pana.
— O! list! mógł być wymożony...
— Panie dobrodzieju! takie podejrzenie!
— Kto może pochwycić dziecię, może użyć wszelkich środków, aby je zatrzymać.
Zgaga spuścił głowę. Zdawało mu się, że już nic nie pozostaje nad użycie intymidacyi; nabrał więc postawy pańskiéj, podniósł powoli oblicze, na którém spokojna malowała się duma i zamilkł. Stolnikowicz także zamilkł, nie wiedząc co począć daléj.
— Nie będę więc widział ani kasztelana, ani kasztelanowéj? zapytał. Lękają się wzroku uczciwego człowieka...
— Miałem honor oświadczyć panu dobrodziejowi