Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

244
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

szy wtórując doskonale Dobromirowi Zaklickiemu, począł narzekać na stolicę, a malować barwami najstraszniejszemi trudności wszelkie, jakie tu się spotykało idąc za dobrą sprawą.
Nie było to bardzo zgodne z jego naturą, usposobieniem i znanym optymizmem, ale dziwnie się zapalał, i nie brak mu było argumentów na poparcie czarnego obrazu, który kreślił.
We dwóch z Zaklickim — przytrzymawszy p. Krzysztofa nad drugą i trzecią butelką, od których się szlachcic próżno wymawiał, bo wcale nie był nawykły do takiéj pijatyki i brzydził się nią — nagadali tak wiele i tak dzikich rzeczy stolnikowiczowi, że się w nim biedne serce ścisnęło. Hurda szczególniéj po cichutku, z minką poufną, plótł historye niestworzone; a miał sposób mówienia bardzo dziwny: zapalał się gorąco, z szeptów przechodził do krzyku, potém urywał i znów wracał do stłumionego głosu, mieszał różne dykteryjki, przypowiastki, wiersze... Ale czynił to z taką jakąś prostodusznością, że się wszystko brało za dobrą monetę.
— Héj, mociumpanie — mówił wnet się spoufaliwszy z panem Krzysztofem, — dodaj pan jeszcze, że masz do czynienia z O... Na oko to są ludzie głupi, powiedziałbyś, że trzech nie zliczą; ale weźże-no się do nich, a postrzeżesz, że choć nie gadają, lecz wykręcić się potrafią... Jak koty spadają zawsze na cztery nogi... Nie nastraszają się, pointrygują, wykopią sobie jamkę, podlazą jak krety, i ot... już o milę od waszeci wysypali kretowinę, gdy ich tu myślisz wziąć za karki... Znam ja tych ludzi... a byłem z nimi zawsze ostrożny, bo nigdy być pewnym nie można, że nie sparzą.
Plótł tak piąte przez dziesiąte, ale żywo a napastliwie.