Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

249
DOLA I NIEDOLA.

się nie zbliżał, stolnikowicz wszedł powoli do gabinetu. Stanisław August stał u komina, w mundurze gwardyi koronnéj, z twarzą bladą, poważną, ale wyrazu łagodnego; patrzał w stronę drzwi, gdy pan Krzysztof się ukazał. W pokoju nie było nikogo, na stole leżała otwarta książka w bogatéj oprawia, rzucona okładkami do góry.
— N. Panie — rzekł nizko kłaniając się p. Krzysztof — widzisz przed sobą jednego ze swych poddanych, który w końcu po długich zabiegach...
— Bardzo WPana przepraszam... przerwał Poniatowski. Cóż go tu tak pilnego sprowadza? dodał z uśmiechem trochę ironicznym.
— Krótko opowiem — odparł stolnikowicz — bo mi z góry oznajmiono, że W. K. Mość nie masz wiele czasu dla nas ubogiéj szlachty.
— Ale mój panie! ofuknął król nieco urażony.
— Jestem Krzysztof O..., stolnikowicz... z Podlasia.
— O...? — spytał król, — któréjże to gałęzi?
— Suchéj N. Panie, suchéj, bo ubogiéj, ale taki Toporczyk jak i zielone wicie naszego starożytnego drzewa. Tak N. Panie, ubogi jestem, miałem jednego syna... to było bogactwo moje; kasztelaństwo O... mi go ukradli.
— Jak to! co? nie dosłyszę? przerwał król z uśmiechem nieznacznym, udając wielkie zajęcie. Co się stało? nie rozumiem.
— I trudno to zrozumieć N. Panie, odparł szlachcic, który coraz stawał się śmielszym. Kasztelaństwo O... jechali przez miasteczko, gdzie się chłopię moje uczyło; podobał im się dzieciak i zabrali go sobie, nie pytając ojca, a nim tu przybyłem, pośpieszyli się go wysłać na edukacyę do Paryża, nie pytając ojca. N. Pa-