— Niech mi tylko dziecko oddadzą, kwituję ich z łaski i koniec! zawołał p. Krzysztof.
— Ale jeśli mu tak dobrze życzą? dodał król nalegając.
— Ale jam ojciec i ja mu najlepiéj życzę! rzekł pan Krzysztof stanowczo. Ja mam prawo ojca i serce rodzica!
Stanisław August popatrzał nań bacznie.
— Macie WMość stare uprzedzenie przeciwko oświacie i cywilizacyi, rzekł powoli.
— Może to być, odparł p. Krzysztof: bośmy starzy, myśmy od prapradziadów do naszego obyczaju, wiary, życia nawykli.
Poniatowski z uśmiechem ruszył ramionami.
— Ale jeśli chłopiec jest już w Paryżu... rzekł znowu.
— To z Paryża powrócić może! uparcie odpowiedział stolnikowicz.
— No! dobrze, kiedy już tak tego pragniesz — zawołał król trochę zniecierpliwiony — jedź WPan do domu i spuść się na moje królewskie słowo, że ci tam syna odeszlemy.
∗
∗ ∗ |
Nie wiedział p. Krzysztof jak zaszedł do gospody, ani jak do niéj trafił. Tu dopiero puściły mu się łzy strumieniem, ale zacisnął usta, aby nie jęczeć, załamał ręce, otarł szybko ślady płaczu niemęzkiego.
— Nie mam syna! umarł mi syn! zawołał sam do siebie. Panie! bądź wola Twoja.
W godzinę potém kazał Jurasiowi konie przygotować do drogi, i postanowił natychmiast powrócić do domu.