Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

252
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Cały ten pobyt w stolicy, bytność u O..., posłuchanie u króla, jak sen gorączkowy stawały przed jego oczyma, ale już prosić nie chciał.
Tymczasem scena w zamku rozeszła się piorunem po dworze i mieście, król posłał z biletem pazia do hrabiny, i w godzinę przyleciała doń piękna pani, strwożona... Długie były narady, posłano kogoś do miasta, ale wrócił z niczém.
Ruch zrobił się wielki u kasztelaństwa, wyprawiono nawet posłańca na wieś po kasztelana, który nie powracał, może umyślnie, aby się do niczego nie mieszać.
W chwili gdy już stolnikowicz miał siadać na bryczkę, nadbiegł zadyszany p. Tymoteusz Zgaga, grzeczny pokorny, uśmiechnięty, jak gdyby najlepszą zwiastować miał nowinę.
— Słóweczko, drogi, szanowny panie! zawołał wstrzymując p. Krzysztofa.
— Co mi przynosisz? syna? — spytał stary.
— Oddajemy mu go... oddajemy!
— Kiedyż?
Zgaga się zaciął, miął usta.
— Gdybyśmy o tém dłużéj pomówili! rzekł z uśmiechem.
Szlachcic popatrzał nań ze wzgardą, nie odezwał się ani słowa, wsiadł na bryczkę i rzekł do Jurasia:
— Do domu!
Nie miał już z kim gadać. Źle ukryty w rękawie sukni Zgagi trzosik zielony, krew mu do głowy popędził: bał się jakiej dopuścić ostateczności.
Pan Tymoteusz pozostał skwaszony w progu gospody, z wielką trudnością utrzymując jaką taką powagę.