Chociaż lat kilka upłynęło od opisanych wypadków, a w wieku kasztelanowéj kilka miesięcy często więcéj cięży niż całe lata w młodości, — ona jeszcze była piękna, może piękniejsza niż w dniach najświetniejszych życia. Miłość i nadzieja, te dwa talizmany, czyniły ją jeszcze świeżą, jeszcze prześliczną, jakby ogrzaną rumianym promieniem zachodzącego słońca. Żadna nowa marszczka nie wypisała na tém obliczu klassycznéj piękności przebytych dni tęsknoty i wyczekiwania. W ciągu tych lat kilku, rzadko, w długich odstępach widywała Adasia, a przywiązanie jéj do niego wzrastało, piastowane na dnie serca jak ostatnia życia iskierka.
Hrabina chciała zdaje się przedłużyć marzenie, którém się karmiła; obawiała się zmienić je w rzeczywistość, jak Psyche lękając się wnieść światło do téj komnaty, w któréj uśpiony spoczywał Amor. Wiedziała ona, ze miłość gwałtowna zużywa się sama sobą, że dopóki wzrasta, póty żyje tylko, a zmieniając się w nałóg chłodny — już staje w progu śmierci.
Ale te lata cichego przywiązania jakże zmieniły kobietę płochą! Przyjaciele i nieprzyjaciele poznać jéj