Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

258
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

święceń, czuwania i ofiary. Adam czuł, wiedział, że wszystko jéj był winien — ale!...
Nie uprzedzajmy toku opowiadania.
Jesteśmy w pokoju kasztelanowej, w pałacu na wsi.
Gmach to stary, ostawiony wiekowemi lipami i kasztanami, na wzgórku nad rzeką, niegdyś zamek obronny, dziś przepyszna rezydencya wiejska, przy któréj murach okolnych, na strzelnice wyszczerbione wspinają się bluszcze, winne latorośle i kapryfolia. Z pierwszego piętra widok daleki, spokojny, taki, jakich to u nas tysiące, na łąki zielone, na rzekę srebrzystą, na brzozowe gaje, na wioski ukryte w zaroślach.
Komnata hrabiny, w któréj ją znajdujemy, podobna była wielce przeznaczeniem do buduaru, ale budową i urządzeniem bardzo od niego odmienna.
Stare te zamki wspaniałe, nic dla rozkoszy i zniewieściałości nie miały w sobie: mury ich zdawały się odpychać nowe pokolenia, tak one do ich kształtów, charakteru i obyczaju nie przypadały. Wzniesione dla niewiast pracowitych i mężnych, prababek tych rodów skarlałych, niewiast, które żyły w trudach, łzach i modlitwie, nie mogły się przydać ich rozpieszczonym i roznerwowanym wnuczkom. Szukając pokoju na przybytek dla kasztelanowéj, musiano wybrać nań izdebkę w narożnéj baszcie, nie wiadomo jakie dawniéj mającą przeznaczenie, ale nie dość dobrze nadającą się do nowego.
Architekt zesłany z Warszawy umyślnie dla odświeżenia starego gmachu, przerobiwszy ten kątek, uczynił go prawie znośnym. Izdebka miała jedno wielkie wązkie okno, w grubym bardzo murze wybite,