bieskim w palmy szlakiem? Jak ci się zdaje? mów, ale przemówże przecię?
— Pani we wszystkiém prześlicznie — odparła marszałkowa ruszając ramionami. — Gdybyś pani włożyła prosty szlafroczek, czy suknię z lamy złotéj, to wszystko jedno: w każdéj pani będziesz uroczą.
— A! stara pochlebnico! wstydźże się już mi takie mówić rzeczy! Ja chcę prawdy, a ty mnie karmisz słodyczami. Ty wiesz przecię, że on dziś przyjeżdża. Dziś, dziś, zobaczę go, uścisnę, uduszę przy mém sercu bijącém. Ja chcę dla niego, ja muszę być tak piękną, jak nigdy nie byłam... tak, żeby patrząc na mnie, o wszystkich kobietach, które w życiu widział, zapomniał; tak, żebym dla niego była ideałem, snem, widzeniem, aniołem. Patrz-no tylko: zdaje mi się, ja jestem żółta, oczy mam jakieś zmęczone?
— Ale cóżby to było dziwnego? Pani się turbujesz, płaczesz, niepokoisz... powinnabyś być spokojna i szczęśliwa.
— Spokojna! szczęśliwa! — ruszając ramionami powtarzała Hrabina — ja! ja! Znaszże ty co to miłość, która z natury swojéj jest niepokojom i męczarnią? Znasz ty miłość kobiety, dla któréj to uczucie przychodzi późno, która czuje, że jest ostatniém, że po niéj mogiła, noc — śmierć? O! milcz lepiéj!
Pamela zacisnęła usta i zamilkła.
— O! ty milczysz doprawdy, — odezwała się hrabina — nie rozumiesz mnie, mów... pociesz, uspokój... I odwróciwszy się ku niéj poczęła ją ściskać, śmiejąc się i płacząc razem. — O! radź mi, ja tracę głowę!
— Gdybyś pani doprawdy rady mojéj chciała... z cicha szepnęła Pamela.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.
260
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.