Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/269

Ta strona została uwierzytelniona.

261
DOLA I NIEDOLA.

— Ale widzisz, na Boga, że cię o nią proszę.
— Zrzuć pani wszelkie wyszukane stroje, włóż jak najprostszy, jak najmniéj ubrany: suknię białą, nic więcéj. To odmładza, to odświeża najlepiéj; a choć pani tego wcale nie potrzebujesz, ale strój może się podobać lub nie, a negliż musi... bo jest zawsze wdzięczny.
— A! ty możesz bardzo mieć słuszność! pośpiesznie zrzucając co była włożyła, odparła kasztelanowa. Więc co prędzéj suknię białą muślinową i szarfę niebieską! wszak niebieską?... i... naszyjnik turkusowy? tak czy nie?
— Ale na co te klejnoty!
— A! król mi zawsze mówił, że tak mi z nim do twarzy.
— Dla niego najpiękniejszą pani będziesz bez tych ozdób wykwintnych.
— Dziękuję ci, dziękuję! ściskając ją gwałtownie rzekła hrabina — ty tak dobrze mnie rozumiesz, tak myśl zgadujesz moją! ty tak jesteś rozumna! Ja... jabym się ubrała we włosiennicę i łańcuchy, byle on mnie kochał.
— Ale jakże on mógłby pani nie kochać! toby był chyba zbrodniarz...
Hrabina spuściła głowę, łzy z oczu jéj pociekły. Była przebrana, spojrzała w zwierciadło, zamilkła, dała tylko znak Pameli, aby odeszła, a sama rzuciła się na sofę w milczeniu.
Dla czego w takich chwilach wygórowanego niepokoju, prawie zawsze przychodzi na myśl człowieka, z jakimś przestrachem, wspomnienie grzechów przeszłości? dla czego najmocniéj czuje wówczas, że za nie odpokutować musi? Jest to instynkt sumienia, przedsmak kary, nim ona sama nadejdzie.