Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

19
DOLA I NIEDOLA.

— Jedno przecię drugiemu nie przeszkadza, szeptała po cichu Anna.
Adamek miał prócz twarzyczki ślicznéj i serce dobre, i głowę wcale niezłą, ale ojciec się też nie mylił: — ładne liczko trochę mu ją zawracało, były tam już zarody próżności i ziarenka pychy, choć nie wiadomo zkąd przyszły, jaki je wiatr tam naganiał. Adamek lubił się stroić, uśmiechał się do ludzi zalotnie, dużo marzył i rozpytywał o szersze światy, a ciasny mu ten kątek widocznie nie starczył.
Dziwne też to było chłopię w swoim rodzaju, gdyż to co je otaczało, wcale go wytłómaczyć nie mogło: wyrastał, przeciwko wszelkim oczekiwaniom, na paniczyka, mimo że ojciec, bez tyranii, trzymał go dosyć surowo. Czy skryte pieszczoty matki, czy się tam co staréj krwi butniejszéj odezwało, czy myśl jaka zawczesna zaleciała do téj pięknéj główki Antinousa, dosyć, że Adam nie był takim, jakim go chciał mieć ojciec; więcéj mu nieznany świat smakował niż nauka, i jakieś losy świetne, o których najpocieszniéj marzył.
Pan Krzysztof, gdyby to bardzo rozbujało na przekór jego woli, chciał z niego dla poskromienia zrobić żołnierza, sądząc, że późniéj czas jeszcze będzie porąbanemu trochę i ostygłemu nieco powrócić na schedę ojcowską i w cichym dworku odpocząć.
Uczył go tymczasem tak, jak się sam niegdyś do życia sposobił: łaciny, prawa i wszystkiego co wówczas było szlachcicowi potrzebne do spełnienia jego posłannictwa społecznego. Tymczasem Adam mimo to w duszy urabiał się na panicza i twarzą na niego wyglądał; z nauk ssał tylko to, co mu do jego natury przypadało: słodycze jak pszczoła z kwiatków. Matka była z niego dumna, bo przed nią mógł się swobodnie