Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

263
DOLA I NIEDOLA.

za dobrą monetę jego puginał kartonowy i truciznę z czystéj wody.
Człowiek prawdziwy, wśród tych ludzi ze strzępek i świecideł, brał na seryo, co dla nich było igraszką, stawiał swe życie gdzie oni tylko dawali fałszywy pieniądz miłości własnéj. Niewtajemniczony zgrywał się do ostatniego szeląga wśród tych szulerów zmówionych na niego.
Na sumieniu pięknéj pani leżał właśnie jeden ciężki grzech tego rodzaju. Lat temu kilka, na wsi, wśród nudów wilegiatury, spotkała się hrabina z sąsiadem, człowiekiem młodym i wychowanym surowo, ale wśród téj ciszy lasów rozkołysanym marzeniami heroicznemi, w których kobiety występowały jako skrzydlate anioły. Hrabina nudziła się bardzo naówczas, a kobieta, która się nudzi, zdolna jest czasem popełnić największą zbrodnię i najstraszniejsze głupstwo. Młody ów człowiek był piękny i roztropny, interesa sąsiedzkie, często go bardzo sprowadzały do domu kasztelana. Kasztelan, który z nim passyansa ciągnąć nie mógł, ziewał straszliwie w czasie jego odwiedzin, i żonie go na pastwę oddawał.
Z początku hrabina znajdowała go nic nieznaczącym i śmiesznym surowością pojęć; potém pomyślała sobie, ziewając także:
— Nużbym takiego stoika, rygorystę zbałamuciła? Coby to była za pociecha widywać tańcującego niedźwiedzia! jaki tryumf rozpłomienić anachoretę!... O! pobróbuję! doprawdy! cóż to szkodzi?
I spojrzała nań raz, drugi i trzeci, i przemówiła tym głosem, serdeczny naśladującym, dziecięcym, niby szczerym a wyuczonym... stała się dlań słodką, zamyśloną i pełną prostoty kobietą... I umiała stopniować