Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

268
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

rozkwitły młodzieniec nadzwyczaj piękny, urodziwy, pewny siebie, śmiały, a na obliczu jego dłuższy pobyt w krajach obcych zasiał już ów rodzaj wzgardy i lekceważenia, które się zawsze do domu przywozi, jako fizyognomię cywilizacyi.
Świeżość młodzieńcza nieco się starła z téj twarzy, na któréj już początkowe walki życia pierwsze wydeptały trosk ślady... ale oko jego płonęło ogniem, a usta uśmiechały się jakąś wiarą w przyszłość...
Hrabina nie mogła się, jakby chciała, rzucić ku niemu, ale powitała go wejrzeniem, które mówiło wszystko co czuła, a ręka jéj w ściśnięciu dłoni Adama, gdy ją niósł do ust, drżała jak piętnastoletniéj dzieweczki.
Pierwsze chwile były pełne jakiegoś wzajemnego, niedowierzającego rozpatrywania się w sobie.
Gdy najlepiéj znany nam człowiek po długiéj niebytności powraca, szukamy naturalnie, ile w nim szkody zrządził czas? ile nam z niego wzięli ludzie?
Adam nie znalazł innéj zmiany w Julii, tylko nieco znużenia; wydała mu się o wiele mniéj piękną, niż marzył i przypominał... Jest to zwykły skutek fałszywéj pamięci oczu, które obraz każdy idealizują i przedstawiają go daleko jaśniejszym, niż rzeczywistość dać może.
Ona znalazła go, nie wiem dla czego, straszliwie jakoś przemienionym, poważnym do zbytku, zmieszanym jakby poczuciem jakiegoś grzechu i ciążącéj na sumieniu winy. Wielka miłość zawsze jest jasnowidzącą, w oddaleniu przeczuwa, patrząc zgaduje od razu. Dla niéj są znaki, których chłodne oko nie chwyta; ma ona miarę pewną, oznajmującą jéj, że czegoś braknie, że coś jéj zagraża.