gwałtownie — nie prawdaż? ty mnie kochasz? nic się w twém sercu nie zmieniło? Mów! ja się dręczę! ja się niepokoję, ja jakieś nieszczęście przeczuwam! ty zdajesz mi się tak zmienionym, tak innym!
— Mylisz się... pani! rzekł dziwnie drżącym głosem Adam.
— Pani? — zakrzyknęła odpychając go od siebie kobieta — ty śmiesz mi mówić pani? A! niewdzięczny! to obelga!
— Droga moja!
— On mi śmiał powiedzieć: pani! powtórzyła kobieta: to chyba urągowisko! On! który wie, żem jego sługa, niewolnica, jego poddanka.
I wstrząsła nim porywając go za ramiona.
— Niewdzięczny! Słyszysz ty! Ty musisz mnie kochać! musisz, lub... A! ja ciebie zabiję!
— Uspokój się droga Julio, rzekł drżącym głosem Adam: cóż to jest?
— Co mi jest? ty pytasz co mi jest? przerwała. Jak to! nie rozumiesz nawet, że to jest miłość... że to jest szaleństwo, że tak się kocha, kiedy się kocha prawdziwie! Ty stoisz zaklęty, marmurowy? Któż ci serce wyjął z piersi?
Z wolna owładnięty tą gorączką, Adam przycisnął ją do siebie. Głowa jéj zwiesiła się na jego ramię, zaczęła łkać i płakać. On milczał, ale starał się ją pieszczotami ukoić. Niestety! były to zimne formy, które tylko zakochaną oszukać mogły; była to może namiętność chwilowa, któréj się młodość oprzeć nie umie; ale czuć zarazem było, że w piersi nie zadrgało serce, a usta uparte nie miały nic do powiedzenia.
Z za drzew, z za chmur, księżyc blady wyjrzał na nich i oświecił tę scenę: ją w bieli zwieszoną na jego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.
270
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.