Gdy po szalonéj burzy nocnéj, która gałęźmi i liściami usłała wszystkie drożyny ogrodu i obaliła kilka drzew starych nad brzegami kanałów, wstał nazajutrz dzień jasny, piękny, poważny, cichy, a hrabina przebudziła się po wrażeniach dnia wczorajszego, przypominając sobie niepokój z jakim usnęła, — zdało jéj się, że wszystko to, oprócz przybycia Adama, było tylko gorączkowém marzeniem.
Tak chciała, tak potrzebowała być szczęśliwą, łudzić się, kłamać saméj sobie, że wczorajszy przestrach, posądzenia, obawy wzięła za jakiś objaw chorobliwy, i wyrzuca je sobie.
Mówiliśmy już i powtórzyć to musimy, że od tego poranka, gdyśmy ją po raz pierwszy spotkali w podróży u fórty cmentarza farnego w Białej, Julia była do niepoznania zmieniona. Miłość przetworzyła ją, uczyniła łagodną, pragnącą dla wszystkich dobra, dla siebie oczyszczenia i spokoju. Uczucie to występne, dziwne, bez przyszłości, samą siłą swą wywarło na nią wpływ zbawienny... Dziwiła się Julia saméj sobie; pragnęła zapomnieć o tych płochych latach rzucania się po świecie, które tylko ciężkich błędów zo-