Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

297
DOLA I NIEDOLA.

stawiły wspomnienie; chciała samotności, odosobnienia, ciszy: szczerzéj i serdeczniéj modliła się, i modląc płakała łzami, które jéj były miłe. Wszystkie dawne dziwactwa charakteru znikły przed potęgą uczucia, umiejącego żyć tylko w atmosferze jasnéj i czystéj.
Gdy Pamela weszła do niéj nazajutrz rano, zastała ją uśmiechniętą, rozmarzoną i jeżeli nie zupełnie szczęśliwą, to spodziewającą się jakiegoś szczęścia nieokreślonego.
Z rana także przybył kasztelan z sąsiedztwa, ale znużony grą nocną poszedł odpoczywać, oznajmując, że przez cały dzień pozostanie niewidzialny.
Przy śniadaniu, gdy nadszedł Adam, hrabina popatrzawszy nań znowu, poczuła jakąś wątpliwość... Pomieszany wzrok jego uderzył ją i do głębi duszy przeszył... Pragnęła zbadać wnętrze jego serca, odgadnąć myśli, zajrzeć w tę chłodną, milczącą przepaść, w któréj widziała tylko przerażające ciemności.
Dziwnym jakimś trafem, hrabina uczuła się tego dnia w takiém usposobieniu, że sama pomyślała pierwsza o obowiązku wysłania Adama do rodziców. I mimo że się jéj nawet na parę dni z nim rozstać było trudno, natychmiast powiedziała mu o tém, wymagając prawie, aby pojechał dla widzenia się z rodzicami.
Adam mocno był tém zdziwiony: obawiał się rodziców.
Od ucieczki z Wólki Brzozowéj, od podróży ojca do Warszawy, po któréj stary powiedział sobie, że nie ma syna, stosunki jego z rodzicami były rzadkie i chłodne. Adam pisywał do nich w każde święta, z powinszowaniem do ojca, do matki, z doniesieniem o swych obrotach, ale od p. Krzysztofa nigdy nie odbierał odpowiedzi, nigdy on słowem nawet do listu