Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/309

Ta strona została uwierzytelniona.

301
DOLA I NIEDOLA.

twarzy starego niepokój, który go zimnym potem oblewał, jakby się lękał czegoś... Nie odetchnął, aż się dowiedział kto przybył.
Szpiegowała go żona, położywszy na stole w sypialni list syna, czy go ukradkiem nie weźmie, nie przeczyta, nie okaże miłości skrytéj dla dziecięcia; ale nigdy nie spojrzał nawet na papier, i przeczuwając co zawiera, uciekał postrzegłszy z daleka.
Męczarnie te trwały długo. Raz po nocnéj modlitwie z rana, p. Krzysztof przeszedł się po pokoju, i pocałowawszy żonę w czoło, rzekł do niéj:
— Słuchaj-no jejmość, jabym chciał pojechać do Kaspra.
— A! dobrze, ale...
— Ale nie wiesz po co? dodał z wolna odwracając twarz stolnikowicz — ja chcę, ja chcę — rzekł jąkając się, — to jest życzyłbym wziąć jednego z jego synów... na wychowanie... Dziatwy mają dużo, toby im ulżyło, a w domu u nas z dzieckiem byłoby jakoś weseléj.
Krzysztofowa zapłonęła cała, bo było to pod nową formą zrzeczenie się własnego dziecięcia. Serce się jéj ścisnęło, osłupiała.
— Nie wezmę go im na zawsze... ale potrzebuję... może się serce do czegoś przywiąże... Wszak-ci to także krew nasza, a ty na to pozwolisz.
— A! wola twoja dla mnie święta, mój Krzysztofie! odpowiedziała matka stroskana, — i owszem, jeżeli cię to może pocieszyć, jeśli sobie tego życzysz...
Krzysztof podumał jeszcze.
— Słuchaj, rzekł, tak nie można... Któż to wie? weźmiemy dziecko, a może się z niém zżyć nie potrafimy... Jakby to spróbować? Gdybyś ty Kasprową