Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

23
DOLA I NIEDOLA.

dobrać taką, jaka dla niego przystała. Śpiewał je potężnym, ale łagodnym basem, który i w kościele i w domu jednał mu wielkie pochwały; na nieszczęście czasami chrypka go psuła i uciekać się trzeba było do jaj i oliwy, aby się jéj pozbyć co prędzéj. Był to mistrz do pieśni, a wszystkie jego teksty były wielce stare, serdeczne i na znaną jakąś nutę, która każdemu przypominała lata dziecinne. Spisywał on gdziekolwiek posłyszał wszelkiego rodzaju śpiewy do jednéj grubéj księgi, w skórkę oprawnéj, którą bardzo zazdrośnie przechowywał. Nigdy go ona nie opuszczała; napróżno nieraz na figla odkraść mu ją się starano: miał na nią czujne oko.
— Kiedyś to, panie — mawiał — będzie rzecz nieopłacona, bo pieśni mrą jak ludzie...
Były tam i wielkopolskie, i mazowieckie, i krakowskie, i litewskie, i rusińskie, kozackie i pokojowe, o miłości i żołnierce, wojenne i pobożne do Matki Najświętszéj, a wszystko nie drukowane, i takie tylko, które się z ust do ust chodząc przechowywały.
Cały ten zbiór różnemi atramentami przez wiele lat wpisywany do księgi poplamionéj i zużytéj, nieodstępnie w torbie borsuczéj towarzyszył p. Baltazarowi. Pamięć starego wojaka była tak szczęśliwa, że byle jeden raz którą pieśń posłyszał, już ją pochwycił i nie zapomniał; a notując w książce, dopisywał zaraz, na jaką nutę śpiewać się była powinna.
Głos miał bardzo piękny, czysty i silny, a kiedy sobie nieco podochociwszy pozwolił całą piersią w kniei zanócić, słychać go było o pół mili, i ludzie mówili uśmiechając się:
— Oho! jak to sobie dziś król Baltazar pozwala!