Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.

306
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Wiedział Adam, że tam mu powrócić nie wolno, a serce jego zlodowaciałe już nawet nie tęskniło do ubiegłych lat młodości, do matki ukochanéj, do cichego ustronia Wólki... Myśli jego krążyły gdzieindziéj. Zdziwił się prawie, gdy hrabina szepnęła mu nieśmiało o obowiązku przedstawienia się rodzicom po tylu latach niewidzenia z nimi, i widać było na jego twarzy niepokój raczéj niż uczucie.
Ona patrzała nań, i wyrok swój czytała w jego chłodnych źrenicach i pobladłych ustach, przez które dosyć obojętnie wycedził:
— Wiesz, że ja tam powrócić nie mogę.
— Wrócić? któż mówi o powrocie? Ale ich możesz i powinieneś odwiedzić! zawołała hrabina.
— Ojciec mnie nie przyjmie — szepnął Adam.
— Któż wie? możeby się dał przebłagać!
— O! ojciec nie! — odparł Adam — jestem pewien! nie! nie!
— Mógłbyś choć matkę zobaczyć... dodała Julia poglądając na niego.
— Tak! matkę chciałbym widzieć... odezwał się z niejakiém wahaniem Adam, — ale doprawdy nie wiem jak i gdzie?
Hrabiny serce się ścisnęło, widząc go tak ostygłym.
— Mój Boże! rzekła w duszy: i mnie może kiedyś czeka takie lodowate zapomnienie.
Patrzała nań długo, milcząco, smutnie, powtarzając sobie:
— Dla czego ja go tak kocham? za co? dla czego? wartże on jest miłości? Pielęgnowałam jego serce, rozgrzewałam je, i skamieniało przy méj piersi. Czuję to, boję się go, i kocham, rozpaczam, a oderwać się nie potrafię... A! to początek pomsty bożéj nademną...