Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.

313
DOLA I NIEDOLA.

Krzysztofowéj, ażeby w dniu następnym przyjechała do Kodnia.
Pełna niepokoju i wzruszenia biedna macierz, stroskana i szczęśliwa zarazem, wyjechała z domu. Pan Krzysztof pożegnał ją w ganku z Baltazarem, konie powoli ruszyły, a bryczka znikła na grobli, ścigana oczyma dwóch ludzi zamyślonych, którzy ją w duchu przeprowadzali niespokojnemi życzeniami serc poczciwych... Baltazar wiedział po co jechała matka; pan Krzysztof pewnie się tego domyślał, ale nie dawał znać po sobie.
Nad wieczór dopiero zaciągnęła się bryczyna do Kodnia i zatoczyła się do jedynego zajezdnego domu, który się tam naówczas znajdował. Żydek gospodarz przyjął ją z ową mieszaniną grzeczności poufałéj, prawie protekcyonalnéj, i usłużności gościnnéj, z jaką bogaci arendarze zwykli byli witać u siebie mniéj zamożną szlachtę.
Noc wkrótce nadeszła, nikt się nie zjawiał, ale nim z rana wyszła do kościoła staruszka, hałas się wielki zrobił w gospodzie: wpadli ludzie szykując stancyę dla jakiegoś pana i wypychając ze stajni skromną bryczynę stolnikowiczowéj. Omal nie wyrugowano saméj p. Krzysztofowéj, która się oświadczyła z przestrachem, że chętnie z dobréj woli ustąpi przybywającemu magnatowi. Pinkus co prędzéj przywdział żupan atłasowy odświętny, i wybiegł na próg, gdyż graf — zapowiedziano bowiem grafa — przybywał z hałasem i uroczystością, jaką zwykli czynić około swych panów słudzy, sądząc że tém ich podniosą. Pani Krzysztofowa, która szła z książką do nabożeństwa na wotywę do kościoła, ani się domyślała syna w téj wrzawliwéj i pompatycznéj kawalkacie: zdało się jéj,