Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/324

Ta strona została uwierzytelniona.

316
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

wyjrzał, przyczyny jego nie domyślając się, ani chcąc zrozumieć szanowny pan Adam.
Miał właśnie prosić do siebie lub iść do pani matki, ważąc jeszcze jak to uczynić... tak, aby się ludzie kasztelaństwa nie śmieli.
Tymczasem Anna prędko przyszła do siebie, i powlokła dokoła oczyma, szukając syna. Nie znalazła go i zbladła; drżąca, udała, że szuka książki, która jéj z rąk wypadła. Stary Kapustyński usunął z lekka otaczających i podźwignął ją silną dłonią.
— Jejmościuniu dobrodziejko! chodźmy do pana Boga — rzekł, — zawsze u niego pociecha, on się z ludźmi za nas rozprawi... Ot, na wotywę dzwonią.
Nie mogąc prawie pojąć co się z nią dzieje, matka zebrała wszystkie siły, i milcząca, powlokła się ku kollegiacie.
Widząc ją powoli odchodzącą, Adam poczuł się niespokojnym: oświadczył głośno, że życzyłby sobie przejść się nieco, rozporządził ludźmi, a odpuściwszy matkę z Dyogenesem na dobre staje, sam także wyszedł powoli drogą ku kościołowi.
Ale że Pinkus i kamerdyner kasztelanowéj czuli się w obowiązku odprowadzenia go do wrot, zwolnił jeszcze kroku, nie chcąc, aby się domyślano, że goni za tą biedną kobietą.
Odprawiwszy ich dopiero i rozglądnąwszy się dobrze, posunął się ku cmentarzowi, pomieszany.
Ohyda jego postępowania biła mu do zastygłego serca, sam czuł ją, ale głupia próżność jakaś silniejsza jeszcze w nim była nad resztę poczciwego uczucia. Z głową spuszczoną powlókł się, czując się winowajcą, upokorzonym i znękanym.
Przodem, ale opodal, wiódł Kapustyński matkę, któ-