Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.

320
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

się porozchodzili, zrobiło się pusto i wyjść nareszcie było potrzeba, a pani Krzysztofowa wciąż leżała krzyżem, i chustka, którą podłożyła pod twarz, na wskroś była od łez przemokła.
Dyogenes widząc, że się już za długo modli, przywlókł się i podniósł ją powoli, ale przeraził się spojrzawszy w jéj twarz zmienioną, zbolałą, załzawioną.
— Chodźmy jejmościuniu do domu, szepnął cicho: ofiarowałaś Bogu boleść swoją, nie ma już co odbierać gdy się raz dało.
Zwlokła się biedna męczennica, a Adam wyszedł za nimi z kościoła sztywny i chłodny.
— Co oni z nim zrobili? szepnęła do Dyogenesa w progu: czy oni mu wyjęli serce? Co się stało z dzieckiem mojém?
— Nie twoje już ono dziś — rzekł z cicha Kapustyński, — nie twoje i nie nasze. Mówiłem jejmościuni: dałaś ofiarę Bogu, nie cofaj, nie dróż się z nią. Co z wozu spadło, to i przepadło... Co raz Bóg wziął, to się nie powróci; nie ma tam serca i nie będzie, moja dobrodziejko: wywałaszyli nieboraka!
Po takim wstępie, niewiele w istocie spodziewać się było można. Adam poszedł za nimi powoli do gospody, gdzie służba zastawiła dla niego śniadanie. Odprawił pod jakimś pozorem ludzi, i poprosił matkę dla podziwiania makat, któremi ściany wybito. Ze stołu nikt nic nie dotknął. Dyogenes miał ten chleb za zatruty. Matka znowu nieco ożywiwszy się, słuchała opowiadań syna o przeszłości, świetnych jego marzeń o jutrze. W tych dziejach nic nie było, coby dziecię z nią łączyć mogło: dzieje obce, ludzie nieznani, uczucia nawet jakieś dla niéj niezrozumiałe.
Cieszyło się chwilami serce matki, gdy się powo-