Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

324
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

pytaj o mnie matko! ale proś Boga, abym w bitwie życia nie zginął sromotnie, na uboczu, zapomniany i skalany.
To były słowa ostatnie; po nich zamknęła mu się dusza i usta, i milczał. Nazajutrz rano do dnia, powóz stał zaprzężony przed gospodą, gdy bryczka Jędrusia jeszcze nie była gotowa. Pani Krzysztofowa chciała być na nabożeństwie przed odjazdem, on się śpieszył napowrót. Rozedniewało, gdy o brzasku przyszedł milczący i chłodny pożegnać matkę. Pokląkł przed nią, a ręce staruszki spuściły się drżące na jego głowę pochyloną, która płynącego na nią cichego błogosławieństwa nie poczuła. Wstał bez łzy w oku, bez wzruszenia, wybiegł i siedział już w powozie, gdy ona jeszcze na tém samém miejscu gdzie ją porzucił, jak wryta płakała... Przed oknami mignął jéj tylko wytworny ekwipaż synowski, którego woźnica zamaszyście z bata po trzykroć wypalił na odjezdném.
Przy Adamie siedział kamerdyner kasztelanowéj, który młodego chłopaka nie bardzo lubił i rad mu był przy zręczności dopiec. Gdy nieco odjechali, schylił się do ucha pana Adama, i rzekł doń z grzecznym, ale szyderskim półuśmiechem:
— Proszę pana grafa, czy też to prawda, co ci ludzie tam pletli, że ta uboga kobiecina, ma być matką jego?
— Moja matka? — odparł zimno pan Adam, mierząc go dumném wejrzeniem — któż to wacpanu powiedział? Cha! cha! Jest to stara ochmistrzyni moich rodziców, która mnie wychowała: chciałem się od niéj dowiedzieć niektórych szczegółów o mojéj familii, dla tego jéj kazałem przyjechać.
— A! a! — zawołał zdziwiony kamerdyner, który do-