Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/334

Ta strona została uwierzytelniona.

326
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Obu źrenice stężały, jakby widzeniem piekielném rażone.
— To on! zakrzyknął ojciec chwytając siwe włosy — to on!
— To on! rzekł podnosząc się z siedzenia Adam.
Ale konie chwyciły nagle i powóz odbiegł szybko..
Mrowie przeszło po skórze człowieka, który nie miał w sercu uczucia. Coś mu się stało jakby weń piorun uderzył: czuł przepowiednię fatalną, czuł jakby mu drogę zaparło przeklęctwo rodzica, świst śmiechów szatańskich przeleciał mu po mózgu i prześwidrował uszy na wylot...
— A! — zawołał zaciskając pięści — fatalność! przeznaczenie.. Więc niech się spełni co mi wyznaczono: nie cofnę się ze strachu...
Leżący nade drogą bez czapki, z łysą, siwych włosów resztkami pokrytą głową, starzec powtarzał jedno:
— To on! tak to on... mówił to wciąż drżący i uśmiechał się do siebie. To on! jaki śliczny! jak po pańsku! jak wspaniale koło niego!... A! a! że też mi nie rzucił jeszcze złotówki za to potrącenie! A! a! byłbym ją schował i pokazał jejmości.
P. Krzysztof leżał tak na pochyłości rowu, i nie miał siły ani woli, by powstać. Przejechały wozy, przeszli ludzie witając go: „Pochwalony!“ Przesunęły się kobiety z dwojakami niosąc strawę robotnikom na połudenek, on siedział tak wpół, napół leżał uśmiechając się do siebie gorzko. W rękach drżących trzymał różaniec; nie podjął czapki, nie szukał kija, słońce mu piekło obnażoną głowę... nie ruszył się.
Niespokojny nieco o niego pan Baltazar, począł go szukać, ale się nie domyślił gdzie iść po niego. Upły-