Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/336

Ta strona została uwierzytelniona.

328
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

W ganku znaleźli oczekującego na nich niespokojnie pana Baltazara, który ujrzawszy ich oboje z daleka, począł wesoło machać czapką. Napróżno mu Anna znaki dawała, aby się uśmierzył w tych objawach wesela: był po dobrym kieliszku wódki i w usposobieniu szczęśliwém.
Gdy konie już stanęły przed gankiem, chciał zażartować, że państwo zatęskniwszy do siebie, dali sobie rendez-vous na gościńcu; ale spojrzawszy na pana Krzysztofa, zdrętwiał.
Stary wyglądał jak trup, trząsł się i śmiał razem: na policzkach bladość śmiertelna, a oczy obłąkane... W postaci jego było coś tak nienaturalnego, że jedném wejrzeniem Baltazar poznał, iż ich jakaś przygoda straszna, niespodziana spotkać musiała. Nie śmiał nawet wypytywać.
Ale stary wysiadłszy, zaraz mu sam opowiadać zaczął, w tych niemal słowach co żonie; chłod i szyderstwo nielitościwe podnosiły je do tragiczności... Baltazar zrozumiał, osłupiał, zamilkł, krzątał się tylko około nieszczęśliwego starca cały drżący.
Pod wieczór potrzeba było sprowadzić starego z ganku, bo sam ani pomyślał wejść do pokoju; potém gdy go posadzono przed stołem, siedział przy nim nieruchomy, ust nie otwierając i niekiedy uśmiechając się do siebie... Żona mu późno w noc cicho przypomniała, że czas na modlitwę i do snu.
Rachowała na to, że ów obraz Chrystusów zmiękczy go, rozełzawi, a nawyknienie do nabożeństwa otworzy mu duszę... Odeszli więc wszyscy, zostawując go samego.
P. Krzysztof jeszcze siedział chmurny; kiedy niekiedy wśród ciszy rozlegał się śmiech dziki, dreszczem