przejmujący wszystkich; po nim następowało długie, głuche milczenie.
Biła już północ na starym zegarze, gdy przetarłszy oczy wstał nareszcie pan Krzysztof, z krzesła i namarszczony poszedł wprost do oświeconego obrazu Chrystusa. Słabe światło lampy oblewało go blaskiem łagodnym: rzekłbyś, że wizerunek żył i poruszał się, tak był pełen wyrazu. Starzec stanął i przypatrywał mu się długo; nareszcie roześmiał się głośno, szalenie, rubasznie.
— Ha! cierpiałeś, — zawołał głośno stając w postawie dumnéj naprzeciw Ukrzyżowanego — i nie masz litości nad cierpieniem? Modliłem się ja długo do Ciebie... alem nic nie wymodlił...
Zamilkł chwilę, spojrzał i rzekł daléj:
— Za cożeś Ty mnie ukarał? powiedz? mów? Czy chcesz mnie zrobić świętym? męczennikiem? czy pastwą szatana? ha? Mówże, odezwiéj się! Ukarałeś mnie za to chyba, żem Ci służył, żem był wierny Twoim przykazaniom!... I jak!... Nie! nie! Nie ma dla nas Boga! nie ma...
To mówiąc porwał nóż, i z ręką w górę podniesioną biegł do obrazu, któryby był przebił, gdyby Anna czatująca w progu, nie nadbiegła z krzykiem i lamentem, a Baltazar z drugiéj strony... Stary wojak chwycił mu silnie dłoń i wyrwał z niéj żelazo.
Usłyszawszy hałas nadbiegających, starzec jakby oprzytomniał: rzucił się uciekać, padł na kolana, rozpłakał się.
Zamęt stał się w domu jak w dzień sądny; krzyki i płacze rozlegały się po cichych przed chwilą izdebkach... Krzysztof podniósł głowę i twarz całą strumieniami łez oblaną. Był już chłodny i przytomny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.
329
DOLA I NIEDOLA.