lowano na nich dosyć zręcznie liście i gałęzie zielone.
Jakkolwiek ta ornamentacya od kilku już lat opłókiwana śniegami i deszczami dosyć była nadwerężona, a czasu niebytności państwa kasztelaństwa i okien z oddalonéj budowy trochę nakradli sąsiedzi, — zrestaurowano znowu nieco belweder, bo w nim często sama pani z książką siadać lubiła. W pośrodku był to sześciokąt prawie rotundę czyniący, otoczony wygodnemi sofami. Na każdym ze słupów przedzielających ścianki w pompejańskim smaku malowane, długie w złoconych ramach zwierciadło odbijało przeciwległe widoki, oknami śmiała się zielona okolica, szeroka łąka z rzeką srebrzystą i czerniejącemi lasy w oddaleniu.
Daleko przez zieleń pól i łęgów wiła się droga gdzieniegdzie drzewami wysadzana... Ale z tych niegdyś regularnie rozstawionych, upartsze tylko pozostały, resztę wyłamali pastuszkowie i ubodzy ludziska, aby daleko po drwa nie chodzić do lasu. Lipy poschły, bo z nich odarto korę; brzozy, bo z nich sok obficie spito na wiosnę; wierzby wyglądały jak nieszczęśliwe kaleki. Ale z tą biedą gościńcowi było jeszcze piękniéj: nie był on do zbytku wyszamerowany, zielenił się gdzieniegdzie, fantazyjnie kręcąc się i zdobiąc jakby przypiętą wiązką drzew. Droga kręciła się jak tancerka wesoła po szerokiéj izbie, zawracając gdzie się jéj co uśmiechnęło. Tu i owdzie wymknął się to jarząb stary zgięty trochę, cherlający, ale dla tego w jesieni okryty tém obfitszemi jagody, im w lecie uboższy był w liście, — to stara skrzywiona lipina odarta, strzaskana piorunem, a z pośrodka suchych gałęzi strzelająca kępkami bujnéj zieloności, które nie wiedzieć jaka siła z zeschłego pnia wydobyła, — to brzoza
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/342
Ta strona została uwierzytelniona.
334
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.