z krwawemi, od wiosny niezagajonemi ranami, — to wierzbina bez głowy, rozłupana, na wylot przebita, a z czupryną gęstą, jakby dopiero żyć poczynała, — to sosna sucha, sztywna, a rzadkiemi igiełkami ledwie zdradzająca, że jeszcze nie umarła.
Spodem pod cieniem tych magnatów, czepiały się tu i owdzie, to krzak łoziny, to parę gałązek głogu, to owe niepoliczone krzewy bez nazwiska, które się rodzą, aby małym ptaszętom dać schronienie, opierać się mężnie wszelkiego rodzaju prześladowaniom, i zginąć jak żyły — nieznane i niepoliczone.
Na téj drodze przerzynającéj przestrzeń szeroką, spoczywały niespokojne oczy kasztelanowéj, która od wyjazdu Adama siadywała najczęściéj w belwederze, rozmarzona, smutna jakaś i wyglądająca jego powrotu. Oko serca mogło o milę rozpoznać tu przybywającego, przeczuć go w tumanie pyłu i domyślić się w czarnym punkciku dalekim... Trochę wprawy łatwo dozwala rozróżnić podróżnego na gościńcu: inaczéj on pyli pod pańskim powozem, a inaczéj pod chłopską furką wlokącą się powoli i podnoszącą zaledwie niewielki obłoczek, umierający u nóg szkap zmęczonych.
Tegoż samego dnia wieczorem, kiedy się jeszcze nie spodziewała Adama pani kasztelanowa, spostrzegła kawalkatę, która z początku zdała się jakby powozem i furgonem ulubieńca, wkrótce jednak po ciemnéj maści koniach poznała kogoś obcego. Adam nie mógł być tak prędko z powrotem, a gość każdy przy dzisiejszém usposobieniu hrabiny, nie był jéj pożądany: chciała i wolałaby być sama z sobą. Tuliła resztkę szczęścia ziemskiego do zbolałego łona, nie umiała mówić z ludźmi, wstydziła się ich i obawiała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/343
Ta strona została uwierzytelniona.
333
DOLA I NIEDOLA.