Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

337
DOLA I NIEDOLA.

i smutkiem... uśmiech przecię przeleciał po jéj ustach, ucałowała przyjaciołkę.
— Jestem szczęśliwa, o ile... na ziemi być można — rzekła — kocham... to dosyć.
— A on?...
— A on — odparła hrabina — czyż miłość i szczęście mierzy się tém jak nas kochają? Mnie się zdaje, że tém jak my kochamy. Ja go kocham... i to mi wystarcza.
— Ale on? on? powiedzże mi, jakeś go znalazła? — z osobliwszém natręctwem, patrząc jéj w oczy, zawołała piękna wdowa.
— On! on mi się wydaje doskonałością samą, bo ja go kocham... kocham! powtórzyła hrabina. Czegożbym więcéj pragnąć mogła na ziemi? Przeżyłam Krzysiu, jak ty, jak my, wszystkie córki wieku, w niewierze, w obojętności, w szyderstwie długie lata... i na zastygłe już serce przyszło uczucie wówczas, gdym się go nie spodziewała.
— O! te późne jesienne owoce zawsze są cierpkie, błyskając czarnemi oczyma zawołała Krystyna — nie chcę cię nudzić ciekawością moją... Adam est un jeune complet... il est parfait... ukształcił się bardzo.
— A! może nadto! szepnęła kasztelanowa po cichu — trochęm go wolała takiém prostém, naiwném dziecięciem, ale dziś... jużbym go kochała zbrodniarzem i ostatnim z ludzi...
Krystyna ruszyła ramionami.
— O! rzekła — ty kochasz comme on n’aime plus, albo raczéj comme on n’a jamais aimé.
— Sądź mnie jak chcesz, zawołała kasztelanowa, ja inaczéj nie potrafię: raz, ale bohatersko i na śmierć.