Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/347

Ta strona została uwierzytelniona.

339
DOLA I NIEDOLA.

— W małych rzeczach ustępuje mi: gdy idzie o ważniejsze, wcale mnie nie pyta.
— Sama jednak pojmujesz, że jeśli go jakimś węzłem stalszym nie przywiążesz do siebie, ambicya pchnąć go może daleko... Może się podobać kobiecie... złakomić się na bogactwo, na świetniejsze dla siebie widoki...
Julia pobladła jak marmur, zadrżała, wyciągnęła rękę.
— Dosyć, dosyć, nie mów — zawołała — rozumiem cię. Nieraz już myślałam o tém... ale naówczas, słaba kobieta, przemienię się w lwicę broniącą dziecięcia.
Krystyna ruszyła ramionami.
— O! droga ty lwico moja! nie obronisz swego lwiątka, bo ono będzie w spisku z nieprzyjacielem... Cóż ci po niém zresztą, jeśli cię kochać nie będzie? jeśli poczujesz, że gdzieindziéj jest sercem?
— Tyś nigdy nie kochała! krzyknęła Julia powstając — nie, ty znałaś tylko tę miłość samozwańczą, która była grą o pierwszeństwo, pychy naszéj igraszką, nie zaś przywiązaniem namiętném. Ja go kocham! jabym pogardzając nim musiała go kochać jeszcze... Straciłabym go i poszłabym w ślad za nim, aby go zobaczyć w objęciach obcéj; jabym brzydząc się nim, jeszcze szaleć za nim musiała... To nie jest miłość spokojna, oparta na kolumnie szacunku, jak ją symbolizują nasi malarze: to miłość ślepa, dzika, szalona, bezmyślna... zwierzęca, jeśli ci się ją tak nazwać podoba; ale nie! tajemnicza, fatalna, bo nic nie żąda, tylko patrzeć na niego, tylko go mieć przy sobie, tylko raz choćby we dnie, mieć sobie rzucone, jak pies kość do ogryzania — wspomnienie, słowo, uśmiech... To, co ty mi mówisz, mówiłam sobie stokroć sama: jam stara...