Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/348

Ta strona została uwierzytelniona.

340
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

ja go utrzymywać nie potrafię, ja go poświęceniem, złotem, ofiarą, pokorą, łzami nie przytrzymam, będę musiała go stracić... no to cóż? ale umrę kochając go.
Słuchając tych słów wymówionych gorączkowo, Krystyna pobladła z kolei.
— Przyznaję ci się, serce drogie, że znowu takiego szaleństwa nie pojmuję... No! ładny jest, miły chłopak. Co chcesz? podobał ci się, bawi cię; ale wszakże podobnych mu są tysiące po świecie...
— Nie! on jeden, on jedyny! bluźnisz!
— Tak ci się to dziś wydaje.
— Dziś? tak jest od lat kilku: każdy dzień mocniéj przy sercu ten węzeł mi zaciska. Pamiętasz, ile razy igrałyśmy z ludźmi, ileśmy razy przetęskniwszy dwa wieczory aż do łez, trzeciego nową historyę zaczynały z uśmiechem. Ale tam były komedye, a to jest — to jest tragedya starożytna... Czytałaś kiedy tragedye starożytne? zapytała Julia...
— Ja? Corneill’a! Racine’a czy Voltaire’a.
— A! nie! to woda z mlekiem i łyżeczką rumu — to mdłe. Ja z nudów wpadłam na tłómaczenie Sofoklesa. Nie znasz tego świata fatalności, przeznaczeń, krwawych scen i majestatycznych obrazów: miłość moja z niego pochodzi.
— Ja nie znam tego świata...
— Widzisz, mówiła Julia rozgrzewając się coraz bardziéj: nasze dawne miłostki wszystkie były sprawami wietrznemi, skandalem, płochością, zabawą. Moja miłość niczego się nie lęka. Cóż mi ludzie? ja nie mam wstydu, bo kocham. Co mi cierpienie? Miłość topi je jak kroplę goryczy w przepaści nektaru. Nie lękam się sztyletu... ognia, trucizny... śmierci.
— Ale tyś doprawdy heroiczna! odparła jakoś