Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/349

Ta strona została uwierzytelniona.

341
DOLA I NIEDOLA.

chłodno całując ją przyjaciołka — nigdy cię taką niewidziała.
— Bom nigdy taką nie była...
Zamilkły chwilę.
Cisza zimna jak dreszcz śmiertelny trwała czas jakiś. Julia z zaognionemi oczyma, otoczonemi czarną obrączką trosk i łez, z zapadłemi policzki, z twarzą wypieczoną od rumieńców chorobliwych, mimo znękania, była jakoś dziwnie piękna, wyraz jéj rysów podnosił ją do bohaterstwa. Ale jéj piękność heroiczna była z rodzaju tych, na których się tylko wielkie serca poznać umieją: była piękna i straszna zarazem. Obok niéj, jakby dla zupełnego kontrastu, siedziała biała, rumiana, wesoła swobodna, z czołem pogodném Krystyna; po licu jéj przeleciało jakby wrażenie przestrachu.
— „Czyżby mnie odgadnąć miała? spytała się w duchu siebie — czyżby zastraszyć mnie chciała? Ale nie, marzy mi się chyba: to niepodobieństwo! Wolałabym zresztą tak od razu jasno postawić pytanie i rozświecić je lub rozwiązać.“
Wzburzone uczucia oba przyjaciołek, powoli lżejszą rozmową się ukołysały; zaczęły mówić o Paryżu, o dworze, o znajomych, choć Julię mniéj to teraz obchodziło. Krystyna starała się ją wybadać i zmusić do wyznań, i ku wieczorowi rzuciła kilka pytań o przybyciu Adama, o jego usposobieniach dla niéj; ale zaledwie napomknęła o tém, Julia jéj przerwała:
— Czekaj — rzekła — nie pytaj mnie, ja ci nic nie powiem, nie mogę. Nie sądź, abym chciała robić tajemnicę, nie strzegę się wcale, nie myślę o tém co powiedzą ludzie; ale to jest jedną z cech téj miłości mojéj, że powinna zostać osłonioną, tajemniczą, między