mu się, pomęczyć go trochę, nastraszyć, może nawet trochę przygotować przyjaciołkę do katastrofy... a potém pożegnać ją na zawsze. Wiedziała teraz dobrze, iż mieć go będzie gdy zechce.
Nazajutrz spodziewano się powrotu ulubieńca. Julia była od rana weselsza i niespokojniejsza zarazem wyglądała nieustannie wszystkiemi oknami, mówiła, o nim tylko, choć zwracano rozmowę na inne przedmioty, z każdą godziną dnia wzrastało jéj rozdraźnienie, z którego przyjaciołka dosyć nielitościwie sobie żartowała.
— Nie radabym cię zmuszać — rzekła pod wieczór, — ale ja trochę Adama poznałam: ty na niego i przywiązanie jego wiele rachować nie możesz... Tam nie ma takiego serca, jakiego ty wymagasz.
— Tam, tam może całkiem nie ma serca! gwałtownie odparła Julia. Ale wytłómacz mi, dla czego kocham go takiego jaki jest? dla czego nie kochałabym go może gdyby był doskonalszy? Ja sama tego nie rozumiem... lecz wiem i czuję, że tak jest.
— Więc lecisz w przepaść! Pozwól, by cię nad jéj brzegiem ręka przyjaźni próbowała przynajmniéj powstrzymać.
— Nic mnie nie wstrzyma; czuję, że lecę w nią — i wpadnę.
— Nie chciałabym cię zrażać do niego — rzekła po chwili przyjaciołka, — ale doprawdy...
— Na cóż ci to moje rozczarowanie potrzebne? zapytała Julia — mów?
Zamilkły znowu.
— Jesteś więc fatalnie wyznaczona na cierpienia! zawołała Krystyna.
— I cierpię — dodała Julia, — na to nie ma ratunku.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.
343
DOLA I NIEDOLA.