stawie błagającéj; włosy jéj rozwiązane okryły ramiona, jak modląca się Magdalena Corregia była uroczéj piękności... nie poruszyła wszakże tego kamiennego człowieka.
— Drogi mój! wołała — nie, to być nie może!... to sen! ty mnie zdradzić nie możesz... ty masz serce... Jam w tém sercu, w twéj piersi była pierwsza, jam ci dała poznać szczęście, ja cię tak kocham: mógłżebyś mnie opuścić, zabijać? Mów, Adasiu... litości! litości!
Ale Krystyna okiem czarném, rozogniającém się coraz bardziéj wpiła się także w jego źrenice... On stał i zdawał się myśleć tylko co ma odpowiedzieć; ale żaden muskuł twarzy jego nie zadrgał.
— Ja... ja nie mogłem tak pozostać... rzekł wreszcie głosem stłumionym. Byłem tu dworakiem, sługą, zabawką... Jestem sam na świecie, bez podpory... moja cała przyszłość...
Słowa zdławione wstydem, w gardle mu zamarły. Julia rzuciła mu się do nóg.
— Panie mój! krzyknęła — widzisz, ja nawet wstydu już nie mam... ty miéj litość.. Ja ci wszystko przebaczę... zapomnę... powróć do mnie tylko... Ja umrę, ja bez ciebie żyć nie mogę... Czego zażądasz, zrobię wszystko... zabiję męża, otruję go... oddam ci wszystko co mam, ukradnę czego zabraknie, wydrę... Mów! co mam robić?... ale mnie nie opuszczaj...
— Moja droga — przerwała Krystyna, która miała czas spić swój wstyd i uspokoić się — to są próżne naśladowania téj starożytnéj tragedyi, o któréj mi wspominałaś... Ja go kocham, on mnie kocha, twoim już nie jest, nie będzie, być nie może. Rozstańmy się spokojnie, jak przystało na dwie przyzwoite ex-przyjaciołki i rywalki... Czegoż ty chcesz od niego? Ja mu da-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.
352
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.