Podróżna pani, wychyliwszy się z powozu, topiła w nim swe czarne oczy; a Adaś odpowiadał jéj wzrokiem tak śmiałym, że się prawie w końcu uczuła zmieszaną. Ta cicha, krótka rozmowa wejrzeń, między niezbyt już młodą niewiastą a wyrostkiem, wymowniejsza była dla obojga niż się zdawało. Mówili sobie wyraźnie: ona, że go znajduje prześlicznym; on że mu się wydaje cudownie, uroczo piękną.
W istocie była też to niepospolitéj urody kobieta, piękność gasnąca, ale jeszcze dziwnie ponętna, twarzyczka Psychy trzydziestoletniéj: oczy czarne głęboko osadzone z długiemi rzęsami jedwabnemi, nosek orli maleńki z różowemi nozdrzami jakby arabskiego rumaka, usta drobne koralowe, w górę nieco podniesione... Ale policzki te zbladły i straciły świeżość, były niemal żółte, a przy tych oczach, jak rysy na murze, który ma popękać, widniały już miskroskopowe marszczków zarody. Wyraz całego oblicza już nie jaśniał ogniem wesela i miłości, był smutny, zwątpiały, znużony; długa już przeszłość burzliwa patrzała z czoła chmurnego.
Z dala jeszcze prześliczna, z blizka miała w sobie coś trupiego; resztki ognia biły się w niéj z jakąś niemocą duszy, zwątpienie pasowało się z życiem wyczerpaném, a pragnącém się czegoś uchwycić jeszcze, aby swój byt przedłużyć. Lata ubiegłe tak już dotkliwie widoczne na jéj twarzy, nie nadały jéj żadnéj powagi i rezygnacyi; pozostałość lat ubiegłych: dziecinna niecierpliwość, rozpragnienie trzpiotowate, znużenie i nienasycona żądza nowości, ożywiały ją dziwnym niewesołym blaskiem. Był to jakby promyk słońca wiosennego na zwiędłych liściach jesieni. Wi-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
36
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.