Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

47
DOLA I NIEDOLA.

do chłopaka, i głaszcząc go pod brodę, szepnęła pocichu:
— Nie pożałujesz tego... ja ci za matkę służyć będę; ale trzeba kochać mię trochę... nie prawdaż?
Adaś pochwycił jéj rękę, i niesynowski wcale złożył na niéj pocałunek. Hrabina zaczerwieniła się, nie wiem z radości czy zdziwienia, że tak dobrze zrozumiana została, i wyprzedzając go, poszła do pokoju męża, który miał nieszczęśliwy defekt, że namiętnie lubił ciągnąć pasyans; i korzystając z chwili, już był karty rozłożył na stoliku. Siedział nad nim posępny, zajęty, zamyślony, z namarszczoném czołem, okazując fizyognomią i postawą, jak ważną był sprawą zajęty. Hrabina w progu zakąsiła usta; nie spodziewała się, że przerwie to zatrudnienie, w czasie którego kasztelan zwykle bywał draźliwy, domyślając się, że ludzie na wielkości jego pracy poznać się nie umieją i szydzić z niéj gotowi. Ale cofnąć się nie było już podobna.
— Przyprowadzam ci jeńca — rzekła słodząc natrętne wnijście uśmiechem... — Pan Adam O... jedzie z nami do Warszawy, i przychodzi ci podziękować za szlachetną myśl twoją zajęcia się jego wychowaniem... Pocałuj go w rękę, ale ostrożnie, żebyś kart nie pomieszał, szepnęła popychając chłopaka.
Kasztelan odwrócił się gniewny prawie, ale go rozbroiła pokora Adasia...
— A no! no! bardzo się cieszę, że mu użyteczni być możemy... Więc dobrze... zawsze to nasza krew... niech jedzie...
I oczy napowrót wlepił w karty z całém zajęciem człowieka, który do głupstwa niezmierną przywiązuje wagę.