Zamszyc struchlał, wyrzut ostatni jak sztyletem przebił mu piersi. Młodzieniec śmiał mówić o tém, co było największą tajemnicą domu: było to świętokradztwo! Okalająca ich młodzież zawsze gotowa stanąć w oppozycyi przeciw pedagogowi, uszczęśliwiona wypowiedzianą prawdą o kaszy i świecy, poczęła się uśmiechać, biorąc stronę Adama, który jak burza chwytał swe rzeczy, rozrzucał, pakował.
— Co to to ma być? — powtórzył Zamszyc bełkocąc i tupiąc nogą — jawny bunt przeciw prawnéj władzy, siako tako! na to ja nie pozwolę!
— Idźże Wpan do pana kasztelana i spytaj go, odparł zimno Adaś; ja z Wpanem rozprawiać nie mam czasu, bo na mnie i tak czekają, a jeszcze do rodziców napisać muszę.
I maleńki swój tłomoczek spiąwszy wprędce, chłopiec pochwycił arkusz papieru, siadając bez namysłu do pisania. Nic go to nie mieszało, że młodzież ciekawa otaczała stolik i zaglądała mu w list, który gorączkowo kreślił.
Pedagog skamieniały stał z założonemi rękami blady; zdawało mu się, że marzy, a usta drżące powtarzały:
— Stęchła kasza ze świecą łojową! Świętokradztwo! siako tako! bunt! wyraźny bunt! Ale to tak być nie może — dodał — ale ba! ja asana tak nie puszczę na cztery wiatry, kiedy mi zostałeś siako tako przez rodziców oddany i mojej opiece powierzony... Ze świecą łojową! Zobaczymy! Stęchłą kaszę!
— Zobaczymy! — rzekł nie odrywając się od pisania Adaś.
— Ja za Wpanem pójdę...
— A no! proszę, i owszem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
51
DOLA I NIEDOLA.