Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

55
DOLA I NIEDOLA.

— Naści trzy grosze na tabakę! siako tako! — zawołał zdesperowany Zamszyc, oddając nierozważnie złotówkę kasztelana, która mu w czapkę wpadła. Na miłość bożą, puszczaj mnie.
— Tak!... ale nie! popytam się; stój Wpan... nie można: tu na wszystko jest forma... trzysta dyabłów! — krzyknął kuternoga — ja zaraz powrócę...
— Dam jeszcze drugie tyle, a prędzéj, człowiecze.
— O! to coś jest! — szepnął sobie pedel — pośpieszając do drzwi, które za sobą zamknął.
Po chwili gorączkowego oczekiwania, otwarły się one i wpuszczono drżącego pedagoga, który miął czapkę w ręku z niecierpliwości. Na progu drugiéj izby spotkał stojącego ks. rektora z rękami w tył założonemi, z głową do góry podniesioną, z żołądkiem mocno na przód wydanym.
Z tyłu, jakby dla dopełnienia skulpturalnéj postaci, wlokła się wspaniale po ziemi długo i swobodnie, z pewném zaniedbaniem majestatyczném puszczona chustka od nosa. Rektor spojrzał na poziomą istotę, i chrząknął tylko, jakby oznajmiając, że słucha.
— Jaśnie wielmożny... illustrissime, księże rektorze dobrodzieju — wyjąkał śpiesząc się i bełkotając Zamszyc — stała się okropność!
Głosu mu zabrakło, vox faucibus haesit, ale rektor nie stracił swéj zimnéj, urzędowéj, obojętnéj fizyognomii.
— No, cóż tam się takiego stało? — zapytał.
— Syn pana stolnikowicza O... z Wólki Brzozowéj, Adam, w biały dzień uszedł z miasta, zabrany gwałtem, raptus, confiscatus, przez niewiadomych jakichś państwa, z ogromnym dworem i taborem przejeżdżających.
— Co? co? a jakżeś Wpan na to mógł pozwolić?