Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.




W Wólce Brzozowéj cicho było i spokojnie, nic nie zwiastowało strasznego ciosu, który miał w serce poczciwéj pary uderzyć. Dnia tego pan Krzysztof siał w polu i cały ranek spędził przy siewcach, przypatrując się dobrze wyrobionéj roli i wróżbom pomyślnym przyszłości. Anna krzątała około lnu, który był pięknie zarodził i z którego sobie obiecywała wiele. Nad dworem świeciło słońce pogodne, niebo lazurowe, a z komina jego słupem szarym unosił się dym po nad wierzchołki drzew.
Było już dobrze po zachodzie słońca, gdy pan Krzysztof, który drugi raz poszedł zobaczyć, jak tam mu ludzie zabronowali, o kiju powoli wracał do domu. W ganku czekała na niego Anna na jednéj ławce, a na drugiéj świeżo przybyły, w długich butach juchtowych, torbie borsuczéj pan Baltazar, który przyniósł na niedzielę szaraka upolowanego na ściernisku.
Pana Krzysztofa już widać było pomiędzy wioseczką a dworem i poznała go żona po białéj czapce, jak się z wolna modląc posuwał ku domowi... Wtém w wioszczynie tak blizko położonéj, że każdy z niéj odgłos dochodził, w tejże chwili dało się słyszeć nie