Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

65
DOLA I NIEDOLA.

sobiąc się do wesela, jak czajka z za morza czoła rozchmurzyć nie mógł? O! większego ciosu w życiu mém nie było, chyba gdym nieboszczyka rodzica mego do grobu składał.
— Boże wielki! cóż się stało? chyba co Adasowi przytrafiło się? Postrzegłem to dobrze u wieczerzy mimo waszych wysiłków, że coś było za pasem.
— Rzecz nie do wiary: jeszcze mi się zdaje, że to sen — zawołał pan Krzysztof. — Wystaw sobie, Adaś bez pozwolenia rodzicielskiego... z kasztelaństwem O...mi do Warszawy odjechał. Dobry i on, i ci, co go tak sobie wzięli! Jak to! dziecko rodzicom! to gwałt, to przemoc, to wzgarda wszelkiego prawa. Że bogaci i bezdzietni, myślą, iż mi łaskę czynią, dziecko biorąc i sposobiąc, aby progi pańskie i kąty wycierało, a czoło też wytarło! Wielcy mi dobrodzieje! a toć chleb mój razowy pod własnym dachem, na swoim zagonie, stokroć zdrowszy od pańskich marcepanów... Widziane to rzeczy! Chcą mi z syna paniątko uczynić... Toć nie łaska, ale ostatnia zguba!
I unosił się tak pan Krzysztof, a Baltazar wąsa pokręcał dziwując się.
— Ale jakże się to stało? spytał.
— Jak to było? — odparł szybko Zamszyc, który ciągle czuł potrzebę uniewinniania się: — jak? toć człek siako tako patrzy, mogę powiedzieć, jak oka w głowie powierzonych dzieci; ale na pospolite niebezpieczeństwa są środki w ludzkiéj mocy, a na te ekstraordynaryjne wypadki, których nikt nie przewidzi, człowiek nic wymyślić nie może: spada to jak piorun. Któżby to mógł był przeczuć nawet, że mi dziecko skradną w biały boży dzień, jak Boga kocham, siako