Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

69
DOLA I NIEDOLA.

Pan Krzysztof potrząsnął głową.
— No! jeśli boicie się mnie — rzekł Baltazar — com już tylko na lisy i borsuki się przydał, weźcie Kaspra lub Melchiora, każdy z nich się poselstwa podejmie i wyręczy pana brata.
Krzysztof, któremu po cichu łzy z oczu płynęły, milczał. Wtém nagle pochwycił się oburącz za głowę. Przyszło mu na myśl, że mieszczanin, który wiózł Zamszyca, pewnie o historyi wiedzieć musiał; mógł ją w czeladniéj izbie rozpowiedzieć, zkąd łatwo jéj było dojść do żony. Błyskawicą przeszło mu to przez głowę, i szybko zawrócił do dworu.
— Nie bez tego, żeby woźnica nie rozgadał się z waszecią w drodze: wydadzą mi wszystko i kobietę zabiją.
Zamszyc pobladł i zdrętwiał; na myśl mu to nie przyszło, a w istocie z Plewką dużo się nagadali.
Więc jak powoli szli, tak żywo zaczęli powracać nazad do dworu, i wprost wbiegli na folwark, gdzie właśnie czeladź zasiadła była wieczerzać u stołu, a mieszczanin bialski wchodził, pochwaliwszy Chrystusa, pokarm z nią podzielić. Pan Baltazar w porę nadbiegł, aby go uchwycić za poły i wyciągnąć za drzwi z takim impetem, że Plewka nie wiedząc o co idzie, zbladły ze strachu, myślał z razu, że go śmierć czeka, że konie, które były popętane puścił na paszę, w szkodę gdzie wlazły... lub że się coś stało niepojętego a groźnego. Złożywszy ręce, stał przerażony czekając wyroku. Ocknął się dopiero, gdy mu p. Baltazar, odwiodłszy go na stronę, szepnął:
— Mosanie, tu sprawa gardłowa. Chcesz-li cały być, milcz przed sługami o przypadku, który ci Zamszyc opowiadał: rozumiecie? Nie gadaliście o tém z nikim?