zem, że Baltazar przybył (była to rzecz umówiona) prosić go nazajutrz na radę familijną do brata Melchiora.
— A toć jutro dosiewki pszenicy! odezwała się Anna.
— No, to już tam karbowego i Jermaszkę postawimy, rzekł pan Krzysztof. U nas pszenica nie to co gdzieindziéj: korzec wczoraj, korzec dzisiaj, niewielkiéj wagi rzecz, aby na placek i bułkę było kupować nie potrzebowano... A tam sprawa jakaś ważna Melchiorowa z sąsiadem i braci z sobą, potrzeba im usłużyć...
Anna nic nie odpowiedziała, ale gdy mąż z domu miał jechać, zawsze jéj było tęskno i odeszła smutna.
Dopiero obejrzawszy się, że już jéj nie ma, z rozkrzyżowanemi rękami padł na kolana przed Chrystusem p. Krzysztof.
Błoga to była wiara, co ojców naszych swą piersią wiecznie pełną żywiła, pomiędzy nimi a niebem stanowiąc węzeł nierozerwany. Z nią człowiek nigdy się nie czuł samotnym, nigdy sierotą nie pozostał na świecie, zawsze nad nim była ręka boża, był opiekunem Chrystus Zbawiciel, była orędowniczką Marya... Panu Krzysztofowi łzy nagle polały się z oczu jak z chmury deszcz nawalny, gdy pokląkłszy, wymówił pierwsze słowa modlitwy.
— Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!
I wpatrzył się w obraz i skamieniał. Chrystus z niego zdawał się nań patrzeć, przypominając mu, że i on cierpiał, że i on bolał, że tylko wielkie cierpienie jest jedyną rzeczywistością życia naszego, a wszystko reszta snem duszącym i zmorą, która przemija z porankiem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
71
DOLA I NIEDOLA.