— Stań się wola Twoja! — dokończył stary powstając — uczynię com powinien, ale za cóż mnie czynisz sierotą! Z tego syna już się nie doczekam pociechy... Cożem zawinił? za co mnie karzesz Boże mój? zkąd na tę jasną główkę dziecięcą spadło to pragnienie innego życia, gdy w tém mógł być tak szczęśliwy?
I zamilkł zamyślony, mrucząc po cichu:
— Stań się wola Twoja!
Jejmość czekała nań w progu, ale nie postrzegła łez świeżo wylanych, aż pod wieczornym pocałunkiem.
Była z razu niepewna, sądziła, że rosa wieczorna zwilżyła mu twarz; wszakże niepokój nią owładnął i zawołała z rozrzewnieniem:
— O! panie mój! czyś ty nie płakał?
P. Krzysztof kłamać nie umiał.
— A! płakałem — rzekł — ale to tak, z pełności serca mi przyszło, jak to się trafia, gdy z tego żywota wejrzy człowiek i westchnie do lepszego! Cóż dziwnego, że mi łzy popłynęły przy modlitwie przed Chrystusem ukrzyżowanym?
Żona popatrzała nań: dobył z głębi jakiś uśmiech kłamany; kochał ją do tyla, że potrafił się uspokoić, aby jéj przed czasem nie przyczyniać zmartwienia... Anna wejrzawszy nań, odeszła całkiem prawie uspokojona.