Poczciwa gosposia już miała usta otworzyć, chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale mąż dał jéj znak jakiś, i zwróciła się nazad do drzwi posłuszna, uśmiechnięta, a bracia poszli w milczeniu na ów lamus.
Budowa ta stała w rogu dziedzińca, na wysokiém podmurowaniu, bo dołem miała lochy i izbę sklepioną na wypadek ognia; piąterko tylko, na które się wchodziło po przyczepionych z boku wschodkach, było drewniane, z grubych kłód dębowych w zrąb postawione. Oświecało je parę okien obwarowanych kratami, ogrzewał komin szeroki, w którym jednak rzadko kiedy ogień się palił, bo zimą nikt tu nie stawał. W izbie téj czasami tylko zbierało się męzkie towarzystwo w dni świąteczne, lub latem stawali goście poufali. Służyła ona razem na skład uprzęży i rzemieni, siodeł i różnych sprzętów wysłużonych, których jeszcze precz wyrzucać nie chciano. W ogóle nie było to mieszkanie paradne, bo i meble z samych się inwalidów składały. Stół prosty sosnowy, który często do kuchni pożyczano, nosił na sobie ślady skrobania i nożów; mniejszy z zielono-białą warcabnicą olejno niegdyś na nim malowaną, chwiał się na nierównych nogach; proste łóżko ze starym materacem skórzanym, pamiętać musiało parę pokoleń; kilka stołków, zydel, zegar nieidący od dawna, z założonemi na pudło wagami; naostatek ściana jedna obita przepysznym niegdyś, ale w kawałki zszarpanym i białemi nićmi pozczepianym gobelinem, nie bardzo ubierały komnatę. Po nad kominem dużym, niezgrabnym, widocznie przez jakiegoś amatora-mularza stawianym więcéj instynktem niż nauką, zawieszony był wizerunek Ukrzyżowanego, rozpłatany jakimś przypadkiem, zlepiony, pogarbiony, i ledwie na czarném tle kilku świetlejszemi miejscami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.
81
DOLA I NIEDOLA.