musiał jak chłop prosty nowo uszlachcony legitymować. Ale temu prześladowaniu nie było końca; poszło ono na różne sposoby... daléj a daléj, tak, że między nimi a nami, nic dziś wspólnego nie ma. Wiecież co nowego wymyślili, aby mnie znękać? Oto mi pan kasztelan porwał syna z Białéj, niby dla wychowania.... bez méj wiedzy i woli.
— Ale gdzież zaś to może być! — zakrzyknął Melchior.
— A no, to tak jest przecięż, jak wam mówię, odparł Krzysztof. Jechali sobie przez miasteczko, zobaczył chłopaka, i porwali go z sobą do Warszawy, nie pytając nikogo.
— A no! odparł Melchior, — a gdyby się istotnie losem jego zająć mieli?
— Oni! jego losem! krzyknął stary, marszcząc się straszliwie; — albom to ja ich o to prosił? albo mi to dla syna losu potrzeba? czy mi ich wielkość smakuje? czy ich łaski żądałem? albo nie pamiętam ilu nas upokorzeniami karmili! Syn mój szczęśliwszy będzie na swym własnym zagonie, niż pańskie wycierając przedpokoje.
— Toć pewna, dodał Baltazar ruszając ramionami: że gdyby tam były i najlepsze chęci, nie tak się przecięż robi z rodzicami, żeby im dziecko pochwycić wśród drogi... Toćby i żebrak tego nie przepuścił.
— Nie chcę rzeczy widzieć czarniéj niż są, rzekł pan Krzysztof, ale czém ich dwory dzisiaj? Gniazdami zepsucia i zgnilizny... W tę otchłań nie myślę rzucać mojego dziecka, aby zmarniało jak oni. Nie!.. nie!..
— Ale kasztelan bezdzietny! zawołał Melchior.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
84
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.