z za kapoty. — Wyliczyłem w nim wszystkie popełnione względem nas niesprawiedliwości, procesa o spadki przemocą wygrywane po trybunałach, sprawę o imię i honor naszego szlachectwa, procesa o kollacye i prezenty familii naszéj, o wszystko... wszystko... Przeczytajcie i podpiszcie. Oto, czegom od was przyszedł prosić — dokończył pan Krzysztof, rzucając papier na stolik...
— Daléj, rzekł jeszcze, żonę jakkolwiek ukołyszę, Baltazara na straży postawię, aby się nie dowiedziała o niczém, a sam ruszam do Warszawy.
Westchnął p. Krzysztof, otarł pot z czoła i usiadł. Wszyscy trzéj bracia zbili się w kupkę, czytając po cichu podany dokument, który p. Krzysztof spisał na prędce prawie z pamięci, bo mu krzywdy starej rodziny stały na myśli, leżały na sercu, i z papierów o nich wiadomości czerpać nie potrzebował.
Głuche przez chwilę panowało milczenie. Korzystając z niego p. Baltazar, dwa razy napił się starki, na co nikt nie uważał.
— Ha! my ci tu z serca podpiszemy, rzekł wreszcie Kasper: bo tu jednego słowa nie ma, żeby nie była święta prawda; ale na co się to zdało?
— Jużciż ja — odparł Krzysztof — sromoty naszéj darmo na świat wywlekać nie będę, boć to zawsze krew jedna, choć popsuta; ale na wypadek oporu z ich strony, chcę mieć coś, cobym mógł królowi przełożyć.
— O! syna ci i bez tego oddadzą! szepnął Kacper. Ale jakże go u licha wziąć mogli? juściż nie siłą?
— Dziecko! potrzebaż tam było przemocy? Dosyć było jedwabnych ich słówek, wzięło się na łup biedactwo, rzekł ojciec. Ale nim ja tam dojadę, nim go wyrwę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.
86
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.