rzekł powoli pomrukując; ale gorszeż to zepsucie po dworach niż we dworkach?
— Wszędy złe jest, bośmy ludzie, zawołał pan Krzysztof, — tylko jedno drugiemu nierówne: u nas jest ono przypadkiem, tam chlebem powszednim. Ja nie chcę mieć syna panicza, ale w grubéj siermiędze — człowieka.
— To nie ma co i mówić, odparł Melchior: podpiszemy, podpiszemy, tylko się dobrze rozmyślcie.
— Myślałem ja dosyć, i już, zdaje mi się, czego innego nie wymyślę, rzekł Krzysztof, przysuwając papier....
Pierwszy do niego jął się Kasper, po nim Baltazar; aż gdy przyszła koléj na Melchiora, umoczywszy pióro, spojrzał jeszcze na Krzysztofa.
— No? koniecznie? zapytał.
— Nie, niekoniecznie, odparł z dumą chwytając za papier stary; jeżeli się boicie o siebie, Bóg z wami, pójdę i bez waszego podpisu.
— O! cóż znowu! rzekł Melchior trochę urażony: mnie nie tyle idzie o siebie, co o was.
Nastąpiło ciężkie milczenie. Pan Krzysztof trochę drżącą ręką zasypał piaskiem podpisy, i nic nie rzekłszy, schował dokument do kieszeni. Zmieszany pan Melchior, nie dopominał się, skrobał po łysinie, siedział smutny i stękał.
— Ale ja podpiszę, zaczął po chwili poglądając bojaźliwie — na każde zawołanie wasze jestem gotów.
— E! e! kata ty tam podpiszesz! wybuchnął nagle Baltazar. Musiałem przyjechawszy do waści powiedzieć o co idzie, bo to tam żadna tajemnica; jejmość wasza posłyszała i nagroziła ci, żebyś nie śmiał podpisywać: ot cała rzecz... A że pan brat, bez urazy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.
89
DOLA I NIEDOLA.