Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

95
DOLA I NIEDOLA.

— Nigdyście mi też nie rozpowiedzieli, jak to było?
Stary okrutnie trząść się zaczął; widać było, że chciał na raz wszystko z siebie wyrzucić, a sił mu tém więcéj brakło, im bardziéj się śpieszył. Zdusiło go przypomnienie gniewu i żalu, obudzonego przykrém wspomnieniem.
— Długa to historya — rzekł — a nie ciekawa.
— Wiecie też co mnie uczynili? spytała Julia.
— Nie, coś mi tam gadano — odparł stary — alem ja tego nie zrozumiał.
— Wystawże sobie cześniku... westchnęła kobieta — ja przed tobą nic ukrywać nie będę, tyś stary przyjaciel naszego domu... My z kasztelanem wzięliśmy ubogie chłopię jego imienia, raźne i zdatne, na wychowanie; mieliśmy zamiar, nie mając dzieci, przybrać go późniéj za syna; wychowywaliśmy go w Paryżu oboje, a ja szczególniéj przywiązałam się do tego młodego człowieka, jako do dzieła rąk moich. Będąc w Paryżu, oddałam go na opiekę Krzysi, żył jeszcze naówczas jéj mąż. Wystaw sobie, że zbałamuciła mi chłopca, oderwała go od nas i — poszła za niego.
— Ah! a! — stęknął cześnik — kasztelanowo dobrodziejko, znacie ją lepiéj odemnie, com ją dzieckiem na rękach huśtał... Piękne to było jak aniołek, a wyrosło na istnego dyabła.
— Wszystko to jeszcze nic, com powiedziała — dodała wzdychając Julia — słuchajcie do końca. Poszła za niego, zrobiła go orderowym, starostą, a wczoraj, czy pozawczoraj kupiła dla niego jakieś kasztelaństwo; ale ten nieszczęśliwy człowiek, słaby, delikatny, jest znękany i uciśnięty, jest biedniejszy od żebraka. Ona nim pomiata, łaje i trzyma w okrutnéj niewoli.